5.02.2014

#9 Już się tak nie denerwuj.


Zimne powietrze owiało moje gołe nogi. Osoba leżąca obok ściągnęła ze mnie kołdrę i sama się nią szczelnie opatuliła. Przekręciłam się i przysunęłam do Rayan'a. Zabrałam mu kołdrę i przykryłam się, mając nadzieję, że przyjemne ciepełko znów do mnie wróci.
- Alyss...- Rayan jęknął obok mnie - oddaj mi kołdrę.- próbował mi ją zabrać, lecz przytrzymałam materiał mocno.
- Spadaj, to moje łóżko.- Przekręciłam się do niego tyłkiem i wtuliłam w poduszkę.
- No i co z tego, że Twoje - westchnął.
- Moje łóżko, moja kołdra. 
- No daj - zabrał mi całą kołdrę, a ja uniosłam się na łokcie.
- Właśnie zesłałeś na siebie mój poranny gniew.- Zaparłam się mocno rękami i jednym mocnym kopnięciem zrzuciłam Ray'a na podłogę. Jęknął głośno z bólu i złapał się za głowę. Nie powiem, że mnie nie bolała. Bo bolała i to bardzo. Zgramoliłam się z łóżka i stanęłam nad Rayan'em.- Wyglądasz żałośnie - posłałam mu słodki uśmiech.
- Dupa mnie teraz boli.- Wstał z podłogi i pomasował wspomniane miejsce. Spojrzał na zegarek i, aż podskoczył.- O kurwa, kurwa, kurwa.- Chwycił swoje spodnie i założył je szybko. A myślałam, że ich nie zdjął.
- Wszystko okej?- uniosłam brew i rozbawiona patrzyłam jak poprawia włosy w lusterku.
- Nie!- warknął na mnie.- Jest dwunasta, a o jedenastej miał ojciec wrócić. Przecież oni mnie zabiją!
- Od kiedy to tak przejmujesz się rodzicami?- założyłam ręce na piersi.
- Mam przejebane!- ponownie z jego gardła dobiegł warkot. Wyleciał z mojego pokoju i zszedł szybko na dół. Poszłam w jego ślady nawet się nie ubierając. Jestem przecież u siebie. Założył w pośpiechu buty i już sięgał do klamki, gdy się odwrócił. Podszedł do mnie i ujmując moją twarz w dłonie, pocałował mnie w usta. Chciałam przedłużyć tę słodką pieszczotę, lecz oderwał się ode mnie.
- Muszę iść.- powiedział i się odsunął.
- Do poniedziałku.- zrobiłam rękami jakiś nieokreślony ruch i uśmiechnęłam się lekko.
- Kocham Cie, słonko - i już go nie było.
Westchnęłam ciężko i zajrzałam do salonu. Nikogo już nie było. Widać, że rano zerwali się w pośpiechu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i już sobie wyobraziłam ile godzin będziemy to wszystko sprzątać. Wróciłam na górę do siebie i wyjęłam ostatniego papierosa. Zaciągając się nikotyną, usłyszałam dźwięk telefonu stacjonarnego. Matko ile razy będę latać to na dół, to na górę? Usiadłam sobie na przedostatnim schodku, włączając wcześniej sekretarkę w telefonie.
Nie mam ochoty z nikim prowadzić teraz rozmowy. 
/ Hej dzieciaki - rozbrzmiał głos mojej matki - mam nadzieję, że sobie radzicie. Jestem już w hotelu i postanowiłam zadzwonić, bo się martwię.- wypuściłam dymek i przyjrzałam mu się. - Nie wiem kiedy wracam, ale mam nadzieję, że dom przeżyje. Nie róbcie żadnych imprez i nie sprowadzajcie tłumu znajomych. Zadzwońcie, jak odsłuchacie wiadomość.- zakończyła monolog, a ja poczłapałam z papierosem w ręku do kuchni. Ciekawe ile razy będzie jeszcze dzwonić i nie otrzyma od nas żadnej odpowiedzi?
***
- Wychodzę - oznajmiłam Josh'owi, wchodząc do salonu, w którym sprzątał.
- Może byś mi pomogła? - spojrzał na mnie oskarżycielsko.
- Idę po fajki - powiedziałam jedynie i wyszłam z domu.
Na zewnątrz było wietrznie i całkiem chłodno. Wsadziłam słuchawki w uszy i puściłam sobie moją ulubioną listę. Rano uporałam się z kacem, łykając tabletkę przeciwbólową i teraz wyglądałam jak człowiek. Ubrana, umalowana i uczesana. Jak zawsze perfekcyjnie wyglądająca. Po około dziesięciu minutach spaceru, stanęłam przed domem Tom'a. Nie obchodziło mnie, czy ma kaca, czy może jeszcze śpi, czy nie jest sam. Weszłam do jego domu, jak do siebie i skierowałam się na górę do jego pokoju. Zawsze przychodziłam do niego po fajki, czy towar. Miał jakiegoś kumpla, który mu załatwiał. Weszłam do jego królestwa, w którym panował obrzydliwy bałagan.
- Tom! - specjalnie krzyknęłam, ponieważ spał jeszcze. 
- C-co? - przekręcił się na bok i przetarł oczy. Obok niego leżała blondynka, zasłonięta po uszy pościelą.
- Kelsey?! - dziewczyna opuściła kołdrę, odsłaniając twarz.
- No hej - uśmiechnęła się.
- O boże, Tom zaliczył Kels - zaśmiałam się, taksując ich kolejnym spojrzeniem.
- Po co żeś przylazła? - zapytał Tom z zażenowaniem.
- Po to co zwykle - uśmiechnęłam się niewinnie.- Papierosy mi się skończyły.
- Pierwsza szuflada w biurku - machnął ręką.
- A dzięki - wydobyłam ze sterty papierków paczkę papierosów i skierowałam się do wyjścia.- Pieprzcie się dalej - opuściłam szybko dom, śmiejąc się z pary leżącej na łóżku.
Już na zewnątrz odpaliłam papierosa i ruszyłam w stronę domu. Tom i Kelsey... Ciekawe czy będą razem, czy to tylko jednorazowy numerek. A jeszcze wczoraj na imprezie Tom interesował się Dominic'em. Zaśmiałam się w duchu i zaciągnęłam nikotyną.
***
W poniedziałek po przerwie obiadowej wyszłam ze stołówki jako pierwsza i zatrzymałam się dopiero pod salą od angielskiego. Weszłam do pomieszczenia i zajęłam miejsce na samym końcu, w jak najbardziej oddalonym kącie. Dla pozorów, wyjęłam lekturę, którą teraz omawiamy i której nawet nie przeczytałam. Nie widziałam w tym sensu, skoro i tak będziemy się nią zajmować kilka lekcji, a potem przejdziemy dalej. Języka angielskiego moją klasę uczyła nasza wychowawczyni. Nie było jej jeszcze w sali, tak samo jak większości uczniów. Ja na przedmioty, których nie lubię (czyli prawie wszystkie), wolę przyjść wcześniej i zająć miejsce na końcu.
Po dzwonku wszyscy uczniowie, wraz z nauczycielem weszli do klasy i zajęli swoje miejsca. Pani Walsh rozpoczęła lekcje od sprawdzenia obecności. Uporała się z tym w pięć minut i wzięła się następnie za omawianie, wraz z klasą lektury. Lekcja jak zwykle była nudna i ciągnęła się w nieskończoność. Głównie gadała wychowawczyni, co jakiś czas zadając pytania. Mnie na szczęście nie zapytała ani razu i byłam jej za to wdzięczna. 
Po czterdziestu pięciu minutach, dzwonek ponownie rozbrzmiał i wszyscy opuścili klasę w pośpiechu. Ja również chciałam wyjść, gdy Pani Walsh mnie zatrzymała.
- Alyss poczekaj.
- Tak? - odwróciłam się i podeszłam znudzona do jej biurka.
- Wiem już jak rozwiązać problem Twojego nie uczenia się - spojrzała na mnie przez chwilę.
- Niby jak? - zdziwiłam się. O kurde, co ona znowu wymyśliła?
- Proszę Cię, abyś przyszła dziś po lekcjach do sali 25. Jesteś bardzo zdolna Alyss, ale trzeba Ci trochę pomóc. 
- Kończę lekcje po piętnastej - powiedziałam.
- Zaczekamy na Ciebie w sali 25- powtórzyła. 
- Zaczekacie? Czyli nie tylko Pani? - uniosłam brew.
- Zobaczysz Alysso. Leć już na przerwę. Do zobaczenia - uśmiechnęła się do mnie miło, a ja szybko opuściłam klasę. No i już mi coś wymyśliła. Pewnie jakieś zasrane zajęcia, na które będę musiała chodzić.
Byłam tak zdenerwowana, że nie zauważyłam Rayan'a, który odgrodził mi drogę i wpadłam z impetem na niego.
- A ty co tak strzelasz błyskawicami? - zaśmiał się, przytulając mnie do siebie.
- Lepiej mnie nie denerwuj - warknęłam.
- No spokojnie - przytrzymał mnie za rękę - mów co się stało.
- Tak głupia krowa już wymyśliła dla mnie pewnie jakieś zajęcia - westchnęłam, starając uspokoić się.- Przez tą głupią chemię, mam dzisiaj przyjść do niej po lekcjach - załamałam ręce. 
Rayan objął mnie w pasie i usiadł na schodach, ciągnąc mnie za sobą. Zajęłam miejsce obok niego, ściskając lekko jego dłoń.
- Może chcesz się zerwać? - zgarnął mi włosy z twarzy.- Możemy pójść gdzie chcesz i nie będziesz musiała iść do niej po lekcjach.
- Możemy iść do Ciebie?- zapytałam z nutką nadziei w głosie.
- Sorry, mała - pokręcił przecząco głową.
- I tak muszę iść - westchnęłam.
- Zadzwoń do mnie później - powiedział i zamyślił się na chwilę - albo jednak nie. Wychodzę i pewnie nie będę słyszeć telefonu.
- Gdzie będziesz iść? - zdziwiłam się. Idzie gdzieś i oczywiście beze mnie.
- Umówiłem się słonko - oznajmił.
Chciałam już powiedzieć, że mogłabym pójść z nim, ale zadzwonił dzwonek i zrezygnowałam z tego zamiaru. Uśmiechnęłam się do niego sztucznie i wstałam ze schodów.
- Co mamy? 
- W-f - odpowiedział, również wstając. 
- Kolejna lekcja siedzenia. - posłałam mu słodki uśmiechem i ruszyłam w stronę sali gimnastycznej. Rayan poszedł w moje ślady, ale po chwili mnie wyminął klepiąc przy tym w tyłek.- Zboczeniec!- pisnęłam i ze śmiechem zaczęłam go gonić, aż do hali.
***
Po ósmej lekcji, od razu poszłam do sali 25. Weszłam do środka i stanęłam w drzwiach jak wryta. Pani Walsh siedziała za swoim biurkiem jak zwykle. Za kobietą tyłem do klasy, jakiś chłopak wycierał tablicę. Przy jednym stoliku siedziało dwóch uczniów, studiujących jakąś książkę. 
- O Alysso, jesteś - uśmiechnęła się wychowawczyni. 
Głowy dwóch uczniów podniosły się na dźwięk mojego imienia. Dwójki kolesi nie znałam, ale wiem, że brali udział w konkursie recytatorskim. Chłopakiem, który odwrócił się od tablicy z gąbką w ręku był nie kto inny jak Nathan. Uśmiechnął się do mnie, lecz go zignorowałam.
- Kazała pani przyjść - wzruszyłam ramionami.
- Tak - potwierdziła kobieta. - Nie będę przedłużać, tylko od razu Ci powiem, że będziesz miała korepetycje.
- Słucham? - wybałuszyłam na nią oczy ze zdumienia.
- Korepetycje - powtórzyła - z Nathanem.- Wskazała na chłopaka stojącego za nią.
- Z chemii? 
- I nie tylko. Nathan nie ma pięknym ocen, ale na trójki i czwórki pomoże Ci pozaliczać testy i kartkówki.
- Dlaczego akurat on? - zapytałam.
- Za jego ostatni wybryk, ma kozę w postaci pomocy w nauce. Wypadło na Ciebie. Mam nadzieję, że się znacie?
- Mhm - mruknęłam.
- Dziś jeszcze nie musicie się spotykać, ale od jutra możecie zacząć, dobrze? - pokiwaliśmy głowami.- Gdzie będziecie się spotykać? - popatrzyła to na niego, to na mnie.
- U mnie możemy - zgłosił się Nath.
- Świetnie. Mam nadzieję, że pomożecie sobie nawzajem - uśmiechnęła się do nas. - Chce abyście spotykali się codziennie po lekcjach. A teraz już was nie zatrzymuje. 
- Do widzenia - od razu wycofałam się z sali i popędziłam korytarzem, zatrzymując się dopiero przy schodach. Oparłam się plecami o zimną ścianę. Codzienne spotkania z Nathanem. U Nathana w domu. Nie no gorzej być nie może. Zajebiście.
Zeszłam schodami na dół i opuściłam budynek szkolny. Muszę coś wymyślić. Muszę jakoś się wykręcić. Ruszyłam w stronę bramy szkolnej, lecz nie było mi dane nawet dojść do niej, ponieważ ktoś złapał mnie za nadgarstek. Okręciłam się, mierząc chłopaka wzrokiem. Wyrwałam rękę z jego uścisku i uniosłam brew.
- O której kończysz jutro lekcje? - zapytał Nathan.
- O tej samej co dziś - założyłam ręce na piersi. 
- Będę czekać na parkingu przed szkołą - uśmiechnął się. - No już się tak nie denerwuj, Alyss.
- To zniknij mi z oczu - obróciłam się na pięcie i zostawiłam chłopaka przed szkołą, a sama opuściłam jej teren. 



Czeeść!
Ferie się skończyły, a ja nadal w domu siedzę. I mimo tego, że do szkoły nie chodzę, to męczę się z nadrabianiem wszystkiego. :/ Słabo trochę, bo czasu na pisanie mi ciągle braknie. Ale to nic! Rozdział i tak jakoś napisałam. 
Moim zamiarem jest wprowadzanie dużej ilości akcji z Nathanem. Jak już mieszać w życiu Alyss, to tylko tak porządnie. ;D
Co myślicie o dziewiątce? Nie chciałam pakować wszystkich zdarzeń w jeden post, dlatego tu kończę. 
Liczę na wasze opinie. ;)

6 komentarzy:

  1. Świetny !
    Jak kazała jej przyjść po lekcjach byłam niemal pewna, że będzie chodziło o korepetycje z Nathanem :3
    och niech oni będą już razem ;( <3
    weny i czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super
    Hahahahahahahaha korki z chemii :D
    I to z Nathanem :P
    To dopiero coś XD
    Ale żeś jej zrobiła kawał c:
    Bardzo podoba mibsie taki przebieg sytuacji
    Weny i do nn *_*

    OdpowiedzUsuń
  3. Omm Nathan...
    Rozdział super ;)
    Podoba mi się akcja ;)
    Dodałam juz nowy post:
    mirandaithewanted.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej *-* Cudo <3
    Świetny pomysł, mam nadzieję, że będzie bardzooo dużo tych scen :D
    Czekam z niecierpliwością na kolejny ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się z twojego zamiaru ;) :D, a tak pozatym brnij w to dalej!! Nie chce narzekać, ale tak szybko przeleciał mi ten rozdział ;;. I like it !!
    Dawaj nexta!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ooooo nie fajnie, że jesteś chora :(
    Prze de mną jeszcze ferie od 17 dopiero :( czekam, i czekam na wolne a szkoła się dłuży jak cholera :/
    Dziiiiiiiwny teh Rayn. Pisałam już wcześniej :P on zdradzi Al? Prawda? Czy nie? Kto wie? Kto wie? Kto wie? Haha poranek w wykonaniu Alyss-kopnak. Piękne, aż się wzruszyłam *wyciera łezki wzruszenia*
    A tak na serio-zdziwiłam się i ucieszylam. Kurczę Nathan! Jej! Jej! I jeszcze taz jej! Trza jakoś dotrwać do weekendu :X tobie życzę zdrówka i łatwych lekcji i żadnych testów :)
    Papati

    CookieMonster

    OdpowiedzUsuń