29.03.2014

#19 Nie pokazuj, że się rozpadasz.


Jak zawsze weszłam do szkoły swobodnym krokiem i skierowałam się do odpowiedniej klasy. Bez słowa przeszłam obok Rayan'a, siedzącego na swoim miejscu i usiadłam tuż za nim. Chłopak od razu się odwrócił i zmierzył mnie wzrokiem.
- Cześć.
- Cześć - odpowiedziałam.
- Już Cię przeprosiłem, za wczoraj - westchnął.
- Nie jestem zła - pokręciłam głową. 
- Słuchaj, musiałem zostać w domu, ponieważ tata znów się źle czuje. On nie jest już taki młody i zdrowy jak kiedyś. Boimy się z Olivią, że może znów wyląduje w szpitalu, jak po śmierci mamy. - Spuścił wzrok.
- Nic się nie stało - czule pogłaskałam go po policzku. - To dobrze, że zostałeś z tatą.
Ray uśmiechnął się i musnął moje wargi swoimi. 
- Proszę już o spokój. - Rozbrzmiał donośny głos nauczyciela. - Wyjmujemy książki i otwieramy na 127 stronie. Czytamy temat numer 14. 
Chłopak natychmiast się odwrócił i usiadł prosto na siedzeniu. Jeszcze tylko po cichu przesunął swoją ławkę do tyłu, tak że jego siedzenie stykało się z moim stolikiem.
Oparł się i zwiesił bezwładnie rękę pod obydwoma stolikami. Ja również zsunęłam rękę pod ławkę i w ten sposób mogliśmy spleść nasze palce. Ścisnęłam jego dłoń, aby miał pewność, że nie jestem na niego zła.
***
Wyszłam z klasy i ruszyłam korytarzem w stronę damskich toalet. Gdy byłam już przy drzwiach, dopadł mnie nie kto inny, jak Nathan.
- Dziś też malujemy? - zapytał wesoło.
- Och, nie. Dzisiaj mamy wolne - mimo, że nie miałam tego w planach, na moją twarz wypłyną uśmiech.
- Jaka szkoda. - Zasmucił się. - Opowiedziałbym Ci jakie zespoły wczoraj skatowałem.
- Serio? - zaśmiałam się. - Myślałam, że żartowałeś z tym wkraczaniem w świat muzyki rockowej.
- Nie. - Pokręcił głową. - Wziąłem to wszystko na poważnie.
- No to fajnie, Nathan - uśmiechnęłam się. 
Nagle zauważyłam Rayan'a idącego korytarzem. Był już niedaleko nas, więc musiałam się jak najszybciej zmyć.
- To do kiedyś tam - pożegnałam się.
- Gdzie już uciekasz? - uniósł brew.
- Do łazienki. Siusiu - odsunęłam się od niego i weszłam do pomieszczenia. 
***
Wbiegłam szybko po schodach omijając co drugi i głośno tłukąc butami o posadzkę. Otworzyłam drzwi od klasy i weszłam do niej zdyszana.
- Proszę, proszę - uśmiechnął się kpiąco nauczyciel. - Widzę, że jednak ktoś raczył się zjawić na moich zajęciach.
- Em...Przepraszam. Byłam...ee...u wychowawczyni. - Wymyśliłam pospiesznie kłamstwo. Tak na prawdę to siedziałam z Rayan'em za szkołą i paliłam papierosa.
- Tak? - uniósł pytająco brew. Następnie nachylił się nad dziennikiem i przejechał palcem po kartce. Chciałam już potwierdzić moje kłamstwo, kolejnym załganiem, ale machnął lekceważąco ręką. - Nie ważne. - Nasunął bardziej okulary na nos i dokładniej przejrzał się rubryczce, w której były zapisywane oceny. - Widzę, że nie masz jeszcze żadnego stopnia z wykonywania obliczeń - zerknął na mnie. - W takim razie mamy okazję to zmienić.
- Ale... - jęknęłam. 
- Właśnie jesteśmy w trakcie wykonywania zadania numer 5. - Wskazał na tablicę, na której widniały różne trudne obliczenia i wzory. - Zacznij od podpunktu C.
Podeszłam do tablicy i przyjrzałam się cyfrom. O cholera. Przecież ja tego nigdy nie rozwiążę.  
- Nie wiem - wzruszyłam ramionami. - Nie potrafię.
- Jak to? Nasza Alyss'a wszystko wiedząca, nie wie jak wykonać zadanie? - Czy on ze mnie kpi? - Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Nauczycielka od WOS'u wychyliła głowę i poprosiła faceta od matmy za drzwi. - Pomyśl, może cos Ci wpadnie do głowy - zwrócił się do mnie i wyszedł.
- Emma! Ratuj! - odwróciłam się w stronę stolika przyjaciółki. Nawet niepotrzebnie, ponieważ dziewczyna stała już przy tablicy i pisała po niej kredą. 

Nauczyciel wrócił po mniej niż pięciu minutach i staną od razu przed tablicą. Dokładnie sprawdzał obliczenia, wyniki i odpowiedzi.

- Ale jak? - spojrzał na mnie.
- Jak widać jednak coś umiem - wzruszyłam ramionami i ostentacyjnie otrzepałam ręce z białej kredy.
- Siadaj. - Warknął nieuprzejmie i wpisał mi 5 w dzienniku.
Idąc do swojego stolika posłałam przyjaciółce wdzięczne spojrzenie, a ona puściła mi oczko.  
***
Jak zawsze rozsiadłyśmy się na naszym parapecie w stołówce, obłożone tackami z jedzeniem. Emma cały czas paplała o jakiś zakupach, a ja rozbawiona się jej przyglądałam.
- Co? - przerwała słowotok i zmierzyła mnie wzrokiem.
- Uwaliłaś sobie brodę sosem od kanapki - zarechotałam.
- Ugh. - Wytarła sos serwetką. - Już?
- Tak, tak - uśmiechnęłam się.
- To dobrze. - Pokiwała głową. - Więc wracając do tematu: Może poszłabyś ze mną do galerii? Potrzebuję jakiejś nowej koszulki, no i może buty bym sobie kupiła.
- Nie sądzę, żebym nadawała się na zakupy.
- Nie gadaj - machnęła ręką. - Przecież gdzieś musisz kupować sobie te zajebiste ciuszki. - Wskazała na mój dzisiejszy ubiór. 
- Em - westchnęłam. - Ze mną zakupy wyglądają trochę inaczej, niż na przykład z taką Kelsey lub Sam. Ty masz swój gust, ja mam swój. Ty wolisz różowy, czerwony, żółty i jeszcze tęczowy, a ja czarny, szary, granatowy. Nie sądzę, że marzysz o takich zakupach: Ja po jednej stronie sklepu, ty po drugiej.
- Niech Ci będzie - fuknęła.
- Tylko mi się tu nie obrażaj - wytknęłam palec w jej stronę.
- No jasne - uśmiechnęła się.
W pewnym momencie przy naszym parapecie staną Max, Eddie i Rayan. Łysolek po stronie Emmy, blondyn u mego boku, Ed spuścił głowę, stoją lekko z tyłu.
- Cześć dziewczyny - uśmiechnął się Max i złożył na policzku swojej dziewczyny całusa.
- Heej - powiedziała rozmarzona Emma. 
Jak na zawołanie ja i Ray wybuchnęliśmy śmiechem.
- Heej - naśladował jej słodki głos, mój chłopak.
- Odwal się od niej - warknął Max.
- Jaki obrońca - parsknęłam. - Myślałam, że jest Twoim chłopakiem, a nie gorylem - zauważyłam, czym pogłębiłam salwy śmiechu.
- Idioci - przewrócili równo oczami. - Nie słuchaj ich - powiedziała do łysego Emma.
- Wiem, wiem - cmoknął ją w usta.
- Idźcie się migdalić gdzieś indziej - zwróciłam się do nich, a następnie odwróciłam głowę w stronę Eddiego. - Przesadzają nie?
- Mhm - mruknął i podniósł na chwilę wzrok, aby zaraz znów spuścić go na podłogę.
- Wszystko okej? - uniosłam brew.
- No - powiedział tylko.
Resztę przerwy, czyli jakieś 10 minut, przegadaliśmy i jeszcze trochę po naśmiewaliśmy się z Emmy i Maxa. Eddie się nie odzywał, co było dziwne, bo zazwyczaj miał coś do powiedzenia.
- Dobra chłopaki zostawmy nasze piękności same - ostatecznie oznajmił Ray.
- Gdzie idziemy? - zapytał Max.
- Tom był wczoraj u Sebastiana. Miał nam odpalić po jednej działce - rozjuszył się blondyn.
- Ej! - zaprotestowałam. - Wam? A ja to co? Pies?
- Spoko, wezmę i dla Ciebie - zapewnił Ray. 
Chłopaki zaczęli iść w stronę drzwi, ale Ed się jeszcze na chwilę zatrzymał. Zmierzył się z Emmą smutnym, ale zarazem znaczącym wzrokiem i wyszedł ze stołówki.
- Ee...- spojrzałam na przyjaciółkę. - Co to było?!
- Nic - westchnęła.
- O co chodzi? - odsunęłam od siebie już pustą tackę.
- O nic, Alyss - nadal zaprzeczała.
- No przecież widziałam! - wyrzuciłam ręce do góry. - Co to było Emma?!
- Nic na prawdę - zsunęła się z parapetu. Wzięła swoją torbę i przewiesiła sobie przez ramie. 
- Nie jestem ślepa, tak? - mruknęłam, robią to samo. 
Odniosłyśmy tacki i wyszłyśmy ze stołówki.
- Nie wiem o co mu chodziło. - Zdenerwowała się. - Sama się go zapytaj - tupnęła nogą i odeszła szybkim krokiem. 
- Tak zrobię - powiedziałam pod nosem.
***
Weszłam do domu i głośno trzasnęłam drzwiami. Zdjęłam buty, odłożyłam plecak i przeszłam do kuchni.
- O Alyss'a wróciła - odezwała się matka.
Dopiero teraz zauważyłam, że przy stole, na którym znajdował się porządny siedziała ona, Josh i Harry.
- Najwyraźniej - mruknęłam  i wyjęłam szklankę z szafki.
- Siadaj. Właśnie jemy obiad.
- Jadłam już w szkolę. Nie jestem głodna - nalałam sobie pomarańczowego soku i oparłam się o blat.
- W takim razie usiądź i opowiedz jak Ci minął dzień. Bez jedzenia - dalej nalegała Margaret.
- Mam na jutro dużo materiału - odstawiłam szklankę - pójdę już do siebie.
- Alyss, siadaj - można było wyczuć, że kobieta powoli traciła cierpliwość.
- Zmuś mnie - zlekceważyłam ją i wyszłam z kuchni. 
Jak zawsze wmaszerowałam do mojego pokoju, ale dziwnym trafem napotkałam "przeszkodę" i wyrżnęłam na podłogę. Coś twardego wbijało mi się w plecy, a ja dobre pięć minut leżałam i gapiłam się w sufit. Przecież rano jak wychodziłam, na podłodze nic nie kładłam. O co więc się potknęłam? Podniosłam się do pozycji siedzącej i szturchnęłam stopą duże brązowe pudełko. Następnie rozejrzałam się po pomieszczeniu, a moje wargi rozchylały się coraz bardziej, gdy szeroko otwarte oczy taksowały po kolei metry kwadratowe pokoju. 
Meble zostały poprzykrywane folią i poprzesuwane w miejsca, w których ja nigdy bym ich nie ustawiła. Łóżko stało pod oknem, odgradzając w ten sposób swobodne dojście do parapetu. Szafka i biurko wylądowały na wcześniejszym miejscu dużej szafy, oraz komody. Te z kolei zostały ustawione na odwiecznym miejscu łóżka. Ze ścian poznikały moje zdjęcia, obrazki, plakaty, z półek ramki, książki i przeróżne ozdoby. Pokój wyglądał jakby zaraz miał przejść remont.
Wściekła jak i zdezorientowana wróciłam na dół i stanęłam na środku kuchni.
- Co to do cholery ma znaczyć? - warknęłam.
- O co Ci dziecko tym razem chodzi? - mało zainteresowana kobieta, nałożyła sobie na talerz dokładkę ziemniaków.
- O mój pokój! Co tam się stało?! - nie wytrzymałam i krzyknęłam.
- Robimy kilka drobnych zmian - powiedziała spokojnie i łaskawie na mnie popatrzyła.
- Co ty do cholery pieprzysz?! Jakich zmian?!
- Mówiłam Ci, że...
- Tak w ogóle kto pozwolił Ci wtarabanić swój tłusty tyłek do mojego pokoju?! Czy w tym domu nie ma już żadnej prywatności?! - przerwałam jej. - Co to za zmiany?!
- Mówiłam Ci, że Harry się wprowadza - mówiła łagodnie. - Potrzebuje on swojego osobnego pokoju, a Twój wydaje się najlepszy.
- Że co proszę?! Ten lowelas będzie miał mój pokój?! - wykrzyknęłam, wyrzucając ręce w górę. - A ja co?! Mam spać na ulicy?! 
- Nie - zaprzeczył mężczyzna. - Postanowiliśmy, że będziesz dzielić pokój z Joshem.
Błądziłam po ich twarzach wzrokiem i zaciskałam co chwila pięści ze zdenerwowania. Ostatecznie zatrzymałam się na bracie.
- I ty się na to zgadzasz?
- Nie mam nic do gadania - wzruszył ramionami.
- To jest chyba jakiś żart - bąknęłam. - Nie, nie, nie - kręciłam głową. - Żartujecie sobie prawda?
- Dziecko...- kobieta podniosła się z krzesła.
- Nie, no oczywiście! Nie żartujecie! Okej. Niszczcie mi życie dalej. I tak was gówno obchodzę. Zarówno Ciebie - pokazałam na matkę palcem - jak i ojca. Ty sobie znalazłaś jakiegoś biznesmena, a on uciekł do Hiszpanii. Świetnie. Tylko nie rozumiem jednego - wbiłam w nią pełne nienawiści spojrzenia.
- Alyss, spokojnie - uciekła od mojego wzroku.
- Nie rozumiem dlaczego dwadzieścia lat temu wpakowałaś się w to gówno, skoro wiedziałaś, że się nie nadajesz. Że nie osiągniesz nic. Nawet własne dzieci się Ciebie brzydzą. - Wypowiedziałam jej wszystko prosto w twarz, bez żadnego zawahania. 
Wybiegłam z kuchni i pokonując schody wtargnęłam do pokoju, który nie jest już MÓJ. Wyjęłam dużą torbę i rzuciłam ją na ofoliowane łóżko. Otworzyłam szafę i zdziwiłam się widząc tam moje ubrania. Myślałam, że może już je spaliła. Pakowałam do torby wszystko po kolei. Ubrania, buty, bieliznę, biżuterię i kosmetyki. Stanęłam w drzwiach z bagażem w ręku i otaksowałam jeszcze raz pokój. Każdy zakamarek. 
Gdy już miałam wyjść przypomniałam sobie o szafce nocnej. Upuściłam torbę i pędem się do niej rzuciłam. Szkicowniki. Gdzie one są? Wyrzuciłam wszystko z szuflady, ale ich nie było. 
Gdy łzy powoli zbierały się w moich oczach, jak przez mgłę zobaczyłam trzy grube zeszyty leżące na biurku. Pospiesznie zgarnęłam je i wpakowałam do torby.
 Bądź silna - mówiłam do siebie. - Nie pokazuj, że się rozpadasz.
Zeszłam na dół i powoli założyłam buty. Na korytarz oczywiście od razu przyszła "rodzinka"
- Po co Ci ten bagaż? - zapytała Margaret.
Nic nie odpowiedziałam.
- Pytam się coś - warknęła kobieta.
Z mojej strony nadal nic.
- Alyss - podszedł do mnie Josh. - Nie rób nic głupiego - złapał mnie za rękę.
- W mojej sytuacji żadne wyjście nie jest mądre, więc mogę postępować tylko głupio - pokręciłam głową. - Zobaczymy się w szkole, braciszku - szepnęłam.
Opuściłam dom nie zważając na wołanie i krzyki matki. 
Teraz do końca uświadomiłam sobie jak jej zależy. Nawet nie pofatygowała się, aby mnie zatrzymać. 

______

Siemanko! 
Taka śliczna pogoda, wesoły dzień... A ja takie dramaty wam zapodaję. XD
Alyss wyniosła się z domu i teraz będzie poszukiwać noclegu. Jak myślicie do kogo pójdzie? 

Chciałam dodać rozdział dopiero w poniedziałek, ale jak widać dodaję dziś. :) Postaram się wyrobić z #20 do pojutrza, ale nic nie obiecuję.  


Zachęcam do obserwowania i komentowania bloga. ;3


Pozdraawiam! ;* 

9 komentarzy:

  1. Obstawiam Emmę, Kels, Raya lub Natha ;)
    Pójdzie pewnie do tego ostatniego. ;p
    Ta akcja przy tablicy - boska
    Weny i do nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo! Widzę, że w urodzinkowym rozdziale się wszystko wyjaśni ty staruszko :P
    Żartuję. Ja obstawiam, że Emma nie będzie mogła jej przyjąć, bo jej mama nie pozwoli albo... Nie! Ona bd na tych zakupach i nie wróci na noc. Więc Emma odpada. Ryan (albo Rayn, nie mogę Zapamiętać jego imienia xd), jego nie będzie w domu. Albo pójdzie na tą imprezę po Sebastianie i się 'odłączy od świata'. Więc zostaje Nathan, bo nie myślę, że do Thomasa się wpakuje. No... Ciekawe czy zgadnę xd.
    Hmmm no co prawda to prawda. U mnie chyba powyżej 18 stopni a tu czytam takie dramaty! Haha.... Chociaź... Biedna Alyss. Ja na jej miejscu, chyba bym tego facia walnęła w nos czy kopnęła przy wyjściu z domu ze swoimi rzeczami O.o.
    No to chyba na tyle. Jutrzejszy rozdzial skomentuję :) więc...
    Miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow *-*
    Nieźle się dzieje teraz :D
    Ja myślę, że pójdzie do Nathana, bo Raya ma problem z tata, chyba, że Emma..
    Przekonamy się w następnym rozdziale :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaki dramat :( Ja to bym się chyba załamała mając taką matkę :/
    Ja obstawiam, że pójdzie do Nathana albo wybierze Toma ^^|
    Ta akcja przy tablicy :D Wiem co to znaczy :D :D
    Dużo weny i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  5. super rozdział:)
    Ryan to się w ogóle nią nie przejmuje potrzebna jest mu chyba do sexu i pokazania że ma dziewczynę:)
    pozbądź się go w końcu bo tylko psuje wszystko i Alyss jeszcze bardziej ściąga na gorszą drogę:D
    na pewno pójdzie do Nathan tylko on jej pomoże bo szczerze wątpię że jej chłopczyk od siedmiu boleści jej pomorze będzie zbyt zajęty imprezą;p
    niech Nathan się nie poddaje widać że mu zależy i niech przekona jak najszybciej do siebie Alyss:)
    weny dużo życzę i czekam na next;)
    Sylwia

    OdpowiedzUsuń
  6. OMG!
    Ale afera rodzinna...
    Szkoda mi jej :/
    Rozdział cudowny :D
    Weny *_*

    OdpowiedzUsuń
  7. o kurna się nieciekawie teraz u Alyss porobiło, ta matka to powinna wylądować w jakimś psychiatryku, a nie straszyć dzieci na ulicy, a skoro ten jej fagasek się chce do niej wprowadzić to niech dzielą wspólnie sypialnie, no kurna skoro ze sb są to po cholerę im dwa pokoje ? WTF ?! ta cała Margaryna mnie tak irytuje, że chyba bym ją na miejscu patelnią w łep walnęła, no aż mi ciśnienie w tym momencie podskoczyło, kurde
    no też mnie ciekawi gdzie wyląduje Allys, z Nathanem jaki miała w tym rozdziale dobry kontakt, ale chyba do niego nie pójdzie, bo skoro by tam poszła to Ryan by się wkurzył, ale pytanie czy trafi do swojego chłopaka, skoro on teraz tak bardzo martwi się o ojca, a może Emma ?
    no nie mam zielonego pojęcia,
    I jeszcze ten Ed i Emma co tu się kurna dzieję
    namieszałaś w tym rozdziale dziewczyno i to bardzo xD
    trzym się, pisaj i ucz się :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Informuję, że Twoje zamówienie zostało przyjęte!
    Pozdrawiam,
    Weasleyowa,
    zaczarowane-szablony

    OdpowiedzUsuń
  9. O ludzie....
    Chyba dobrze się stało, że Alyss wyniosła się z domu.
    Już biorę się za czytania następnego. <3 Świetnie

    OdpowiedzUsuń