4.04.2014

#21 Pytaj o co masz pytać. Mów co masz mówić.


Upiłam łyk ciepłego płynu i wlepiłam wzrok w kubek, przyozdobiony kolorowymi wzrokami. 
- Robisz pyszną herbatę - odezwałam się, nadal nie patrząc na chłopaka.
- Mój specjał - pochwalił się. - Nie jest Ci zimno? Może chcesz się przykryć? 
- Nie - zaprzeczyłam. - Jest dobrze.
- W porządku - poprawił się i usiadł wygodnie, opierając się o balustradę łóżka.
- Dobra przestań się już czaić - zerknęłam na niego. - Pytaj o co masz pytać. Mów co masz mówić.
- Co zamierzasz?
- Zamierzam z czym? Sprecyzuj dokładniej.
- No z tą całą sytuacją - nakreślił w powietrzu koło.
- Nie wiem - westchnęłam. - Do domu wrócić nie zamierzam. U Ciebie też nie będę żerować.
- Nie żerujesz - zaprotestował. - Przyjmujesz pomoc. 
- Chyba bardziej się poniżam - bąknęłam niewyraźnie.
- Dziewczyno, przyjmowanie pomocy to nie jest poniżanie się. Każdy w życiu doświadczy takiej sytuacji, w której będzie musiał ulec i zaakceptować wsparcie innych. 
- Ale ja nie lubię takich sytuacji. Wolę radzić sobie sama i mieć podporę w samej sobie.
- W ten sposób daleko nie zajdziesz - pokręcił głową.
- W żaden sposób daleko nie zajdę - napiłam się herbaty.
- A co z Emmą i Rayan'em? - zignorował mój komentarz, co mnie zdziwiło.
- Na nich też nie chcę żerować - wzruszyłam ramionami.
- To Twoi przyjaciele. A ty na nikim nie żerujesz. 
- Nie zawsze między przyjaciółmi jest dobrze - odrzekłam sucho.
- Jeżeli są nimi na prawdę, to nawet gdy jest źle - pomogą.
- Poszłam do nich po tą cholerną pomoc! - zdenerwowałam się. - Emma ma swoje konspiracyjne tajemnice z Eddiem i Max'em. A Rayan...
- Co z Rayan'em? - spojrzał na mnie uważnie. 
- Nie wiem - ucięłam. 
- Byłaś wczoraj u niego przecież - przypomniał. - Nie chciał Cię przenocować?
- Nie chciał mnie widzieć - uśmiechnęłam się specjalnie. - Jutro też mam godziny społeczne, więc jak już mówiłam rano się zwinę.
- Nie wygłupiaj się - przewrócił oczami. - I tak idę z Tobą, więc możesz siedzieć ile chcesz. 
- Czemu chodzisz ze mną? Przecież to ja mam kare. Ty nic nie zrobiłeś.
- Lubię spędzać z Tobą czas. Niezależnie w jaki sposób - oznajmił, a ja się zamknęłam. Dosłownie nie wiedziałam co powiedzieć. - Mówiłem Ci, że tak łatwo sobie nie odpuszczę.
- Mhm - bąknęłam.
- Gdzie jutro chcesz się zakwaterować? 
- Jak najdalej stąd.
- Słucham? - uniósł brew.
- Zamierzam wyjechać - powiedziałam z dużą pewnością siebie. - Już od dawna o tym myślałam.
- I chcesz to wszystko tak zostawić? - w odpowiedzi kiwnęłam głową. - A co ze szkołą?
- Nią to chyba najmniej będę się przejmować - prychnęłam.
- A co z Emmą, Max'em, Eddie'm, Rayan'em? - dopytywał.
- Zrozumieją. W końcu są to moi "przyjaciele" - nałożyłam specjalny nacisk na ostatnie słowo.
- No tak. Skoro takie są Twoje stwierdzenia, to nie będę ich podważał. - Wstał z łóżka. - Słuchaj Alyss, jest już 2:23. Lepiej się połóż, miałaś ciężki dzień - uśmiechnął się. 
- I co to da? - łypnęłam na niego. - Mówiłam Ci, że nie zasnę.
- Zaśniesz. Po takim dniu, każdy by zasnął.
- No jasne - odstawiłam kubek. - Tylko jak widać, ja nie jestem każdy.
- Dobranoc Alyss - staną w drzwiach.
- Dlaczego tak nagle odpuściłeś sobie rozmowę ze mną? - zapytałam z wyrzutem.
- Jak mi powiedziałaś o tym, że chcesz wyjechać, sam  pomyślałem że mogłoby to być dla Ciebie dobre rozwiązanie. - Mówił cicho. - Odreagowałabyś. A potem powiedziałaś, że przyjaciele zrozumieją. Że z nimi będzie wszystko w porządku.
- Pamiętam, Nath. To było niecałe dziesięć minut temu. - Przerwałam mu.
- A czy pomyślałaś o tym co będzie ze mną? - Spojrzał mi smutnym wzrokiem w oczy. - Czy ja to zaakceptuję. Rozumiem, że nie mam prawa nosić miana Twojego przyjaciela.
- Znam Cię tyle, co nic - szepnęłam.
- Ja Ciebie tak samo, ale zależy mi na Tobie.
- Czemu? Czemu się tak mną przejmujesz? Czemu robisz dla mnie to wszystko? - dopytywałam.
- A to jest zabawna historia - zaśmiał się, tak jakby powiedział dobry żart. - Mogę Ci ją wyrazić w kilku zdaniach. 
- Słucham - wbiłam w niego spojrzenie.
- Nie chcę aby przytrafiło Ci się coś złego. Pragnę abyś była bezpieczna, ponieważ się w Tobie zakochałem - wydusił, mając ściśnięte gardło i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą szczelnie drzwi.
***
- Jessica zawołaj Tie na śniadanie - usłyszałam niewyraźny głos.
- A gdzie ona jest? - kolejny nieznany mi głos.
- Poszukaj, w którejś sypialni. Pewnie wyleguje się gdzieś na łóżku - tym razem rozpoznałam mamę Nathana.
Następnie głośny odgłos stup i drzwi od pokoju otworzyły się na oścież. Weszła do środku drobna blondynka i rozejrzała się dokładnie. 
- Tia, Tia - nawoływała, podchodząc do łóżka, na którym leżałam.
- Myślałam, że mam na imię Alyss - wychrypiałam cicho.
- O boże!- dziewczyna podskoczyła i złapała się za serce. - Kim ty jesteś? - spojrzała na mnie uważnie. 
- Alyss - odkryłam się i przeczesałam włosy ręką.
- Dlaczego śpisz u nas w gościnnym pokoju? Skąd się w ogóle tu wzięłaś? - wypytywała, a następnie krzyknęła. - Mamo!
- Nie, nie! - usiadłam i zaprotestowałam, ale było już za późno. Do pokoju weszła kobieta a jej wzrok padł od razu na mnie.
- Co tu się dzieje? Skąd się tu dziecko wzięłaś? - zapytała.
- Ja... To znaczy. - Nie mogłam się wysłowić.
- Alyss, dobrze pamiętam? Koleżanka Nathana. Uczyliście się razem. - Przypominała sobie. 
- Tak, dokładnie. Poprosiłam Nathana aby mnie przenocował.
- Powiedziałby, jakby ktoś miał u niego nocować - zauważyła Jessica.
- Było już późno, gdy przyszłam.
- Jesteś jego dziewczyną? - kobieta uważnie mi się przyjrzała.
- Słucham? - zdziwiłam się. - Och, nie. Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- No oczywiście - prychnęła blondynka.
- Jess, uspokój się - skarciła ją mama. - Będziemy zaraz jeść śniadanie - zwróciła się do mnie. - Przyjdź do nas, jak już się rozbudzisz i wstaniesz. - I po prostu wyszła. Siostra chłopaka jeszcze chwilę mierzyła mnie nieprzyjaznym wzrokiem i również opuściła pomieszczenie. 
Odkryłam się i stanęłam na nogi. Było mi nieprzyjemnie gorąco, ponieważ jestem nieprzyzwyczajona do spania w dresach. A szczególnie za dużych i męskich. Przeciągnęłam się i rozejrzałam po pomieszczeniu. Jess szukała kota, o którym nie miałam bladego pojęcia. Nathan mógł przynajmniej powiedzieć, że mogę się na takowego natknąć w ich domu. Przeszłam do łazienki obok i stojąc przed lustrem obmyłam twarz wodą. Rano bez makijażu jest ona taka blada i bez wyrazu. Sięgnęłam po szczotkę do włosów i rozczesałam kołtuny. Oczywiście wczoraj Nathan nie dał mi szansy na zrobienie tego i teraz muszę się męczyć. Gdy ostatecznie się uporałam z niesfornymi kosmykami, wyszłam z łazienki i zeszłam na dół ślizgając się na płytkach. Cicho i prawie niezauważalnie zajęłam miejsce przy stole w kuchni.
- Dzień dobry - zwróciłam się do mamy Nathana. - Nawet nie zdążyłam się przyzwoicie przywitać.
- Dzień dobry, dziecko - uśmiechnęła się miło kobieta.
- Cześć, Jess - wyciągnęłam rękę do dziewczyny.
- Cześć - bąknęła i uścisnęła ją.
- Zaraz będą naleśniki - wyszczebiotała starsza blondynka. - W czajniku jest gorąca woda, możesz sobie zaparzyć herbatę, albo kawę. Wszystko znajdziesz w szafce nad kuchenką - poinstruowała mnie.
Zsunęłam się ze stołka i wyjęłam z odpowiedniej szafki saszetkę herbaty. Oby była to ta sama, którą zaparzył wczoraj Nath. Zdjęłam kubek z suszarki i zaparzyłam gorący napój, z którym wróciłam znów na moje miejsce. 
Bez słowa sączyłam płyn, a gdy mama Nathana postawiła przede mną talerz z naleśnikami, zabrałam się za jedzenie. O boże, jaka ja byłam głodna. 
- Czy to będzie problem jak zapytam, dlaczego u nas nocowałaś? - przerwała ciszę kobieta.
- Nie proszę pani - pokręciłam głową.
- Tylko nie pani - jęknęła. - Zwracaj się do mnie na Ty.
- Nie znam pani, znaczy Twojego imienia - zauważyłam.
- Karen - przedstawiła się.
- Dobrze - popiłam kęs naleśnika herbatą. - Poprosiłam Nathana o przenocowanie, ponieważ tak szczerze to nie wiedziałam gdzie się zatrzymać.
- A co z Twoim domem?
- Między mną, a moją "mamą" jest dosyć napięta atmosfera.
- A więc, uciekłaś z domu?! - oburzyła się.
- Nie można tego nazwać ucieczką, ponieważ Margaret widziała jak wychodziłam. Sama do tego doprowadziła, pozbywając się mnie.
- Żadna matka by nie pozbyła się swoje dziecka - zaprotestowała. - Może źle to odebrałaś?
- Nie. Moja rodzicielka jest do tego zdolna.
- Nie wyobrażam sobie, że mogłabym wyrzucić z domu Jess, albo Nathana. Nigdy. Ja nie jestem pewna czy pozwolę im się kiedyś wyprowadzić, a co dopiero opuścić dom w wieku licealnym. 
Nic nie odpowiedziałam. Najnormalniej w świecie nie wiedziałam co. Pani Sykes na prawdę kocha swoje dzieci. Zachowuje się jak prawdziwa matka. Ona jest prawdziwą matką, o której ja zawsze marzyłam. 
- Bardzo dobre naleśniki - pochwaliłam, czym sprawnie zmieniłam temat.
- Cieszę się, że smakują - uśmiechnęła się kobieta. - Chcesz może dokładkę? - wskazała na mój pusty talerz.
- Och, nie - odłożyłam widelec. - Już się najadłam. Bardzo dziękuję za śniadanie i za to, że nie jest pani zła, że spałam w tym domu. - Wstałam od stołu. - Ja tylko zbiorę swoje rzeczy i posprzątam sypialnię, i już mnie nie ma.
- A gdzie się wybierasz? - usłyszałam zachrypnięty głos za sobą i natychmiastowo się odwróciłam.
- O braciszek wstał - uśmiechnęła się Jessica. 
- Ja...ten...no wiesz. Idę dalej pracować.
- Może byś najpierw zjadła śniadanie? - przetarł zaspane oczy.
- Już zjadłam. Twoja mam zrobiła pyszne naleśniki.
- To może usiądziesz ze mną i poczekasz aż zjem? - rozbudził się do końca.
- Lepiej będzie jak się spakuję i pójdę na godziny społeczne. - Odwróciłam się znów do Karen. - Jeszcze raz bardzo dziękuję. - Okręciłam się na pięcie i wyszłam z kuchni. 
Mimo, że to nie mój dom i, że nie powinnam tak chodzić po nim bezkarnie, to zeszłam do suszarni. Zgarnęłam moją torbę z wieszaka i zaczęłam wrzucać do niej wszystkie ubrania, które były już na szczęście suche. Pakując się, poczułam jakbym znów była w moim starym pokoju i zaraz miała wyjść z domu, zostawiając w nim "kochaną" mamusię.                                        
Otaksowałam wzrokiem sznurki, sprawdzając czy wszystko wzięłam i następnie po cichu przemknęłam na górę do łazienki. Tam z trudem dobrałam odpowiednie ubrania do siebie i zrzucając z siebie rzeczy Nathana, ubrałam się. Rozczesałam znowu porządnie włosy i zostawiłam rozpuszczone. W końcu nadałam mojej twarzy jakikolwiek wyraz, robiąc mocną czarną kreskę na powiece i tuszując rzęsy. Przeszukałam zawartość torby, ale na moje nieszczęście nie znalazłam żadnej szczoteczki do zębów. Skrzywiłam się i rozejrzałam po łazience. Jest płyn do płukania ust. Okej. To już coś. Wypłukałam buzię miętowym specyfikiem i pozbyłam się nieprzyjemnego zapachu. Spakowałam wyjęte wcześniej kosmetyki do torby i przeszłam do pokoju, w którym urzędowałam. Zaścieliłam łóżko i uchyliłam okno. Ostatnio zauważyłam, ze to taki mój nawyk. Nadmiernie potrzebuję świeżego i rześkiego powietrza, co jest dziwne, bo pale papierosy. A gdy to robię powietrze wokół mnie jest zanieczyszczone dymem.
Zeszłam na dół i zostawiłam torbę w przedpokoju. Najchętniej to bym wyszła bez słowa, ale oczywiście musiałam się powstrzymać i zajść do kuchni. 
Nathan, Jessica i Karen siedzieli przy stole. Chłopak pałaszował górę naleśników, młodsza blondynka czytała jakieś czasopismo, a mama rodzeństwa przyglądała im się z uśmiechem. Chrząknęłam znacząco:
- Dziękuję jeszcze raz.
- Już myślałam, że pójdziesz bez pożegnania.- Uśmiechnęła się na mój widok kobieta.
- Alyss, zaczekaj. Ubiorę się i pójdę z Tobą - chłopak podniósł na mnie wzrok.
- Daj spokój, Nath. - Zatrzymałam go. - Poradzę sobie.
- Fajna koszulka - mruknęła Jess.
- Dzięki - uśmiechnęłam się.
- W takim razie, do widzenia. - Pożegnałam się. - Cześć - machnęłam do rodzeństwa i jak najszybciej wyszłam z kuchni i z domu. 
Czułam się dziwnie, będąc w domu kochającej się i prawdziwej rodziny. Jak intruz.
***

- Jestem - odezwałam się, stojąc przy bramie.
- Nazwisko - warknął nieuprzejmie mężczyzna.
- Stone. Alyss Stone.
- Malowanie.
- Znowu? - jęknęłam i zostałam wpuszczona na parking.
Wzięłam odpowiedni sprzęt i poszłam za budynek, gdzie ustawiłaś się przed trzecią ścianą, której nie zdążyliśmy z Nathanem pomalować. Odłożyłam torbę blisko siebie i od razu wzięłam się za malowanie, aby jak najszybciej mieć to z głowy. Znów ten brzydki niebieski kolor.
- Alyss?! - usłyszałam pełen entuzjazmu krzyk za sobą. Odwróciłam się i uniosłam brew.
- Tak podobno mam na imię - mruknęłam.
- Kurde, dziewczyno! - Ray podszedł do mnie i dosłownie wziął mnie w ramiona, okręcając wokół własnej osi.
- Możesz mnie postawić? - zapytałam spokojnie.
- Al - westchnął Ray, zatapiając twarz w moich włosach.
- Czy. Możesz. Mnie. Postawić? - zaakcentowałam wyraźnie każde słowo.
- Co Ci jest? - chłopak wykonał moją prośbę i spojrzał mi w oczy.
- Nic. Oczywiście, że nic - wróciłam do malowania.
- Ej no mała - objął mnie w tali. - Nie cieszysz się, że mnie widzisz? - mruknął mi do ucha.
- Ty jakoś wczoraj się nie cieszyłeś, więc po co ja mam się cieszyć?
- A ty się nadal za tamto wściekasz? - jęknął niezadowolony. 
- Nadal?! - zmierzyłam go wzrokiem. 
- No tak - kiwnął wolno głową. - A tak w ogóle to po co wczoraj przyszłaś?
- Po nic - warknęłam.
- Alyss...
- Nie Alyssuj mi tu.
- Wiem, że wyniosłaś się z domu. Chciałaś abym Cie przenocował, tak?
- Chciałam. Już nie chce.
- Wiesz, że tata nie trzyma się najlepiej - westchnął.
- Boże, Rayan! Ja nie jestem, aż taka głupia! - zdenerwowałam się. - Rozmawiałam wczoraj z Olivią. Jakoś ona twierdzi, że z waszym tatą jest lepiej niż kiedykolwiek. I wiesz co? Ja jej wierze. Bo po co czternastolatka miałaby mnie okłamywać? Jak na razie robisz to TY!
- To nie tak...- zaczął się tłumaczyć.
- Skoro Twój ociec nie potrzebuje opieki, to co robiłeś, gdy ja musiałam tu malować jakiś cholerny budynek?! Gdzie byłeś, gdy ja odwalałam za Ciebie całą robotę?!
- W domu...
- A co robiłeś takiego w domu, że nie mogłeś pofatygować swojego tyłka tu? Czym byłeś aż tak zajęty, co? - denerwowałam się coraz bardziej.
- Uczyłem się...
- Nie bądź smieszny! I ja mam uwierzyć, że ty się uczyłeś? Przecież ty zlewasz na szkołę i naukę. Co więc robiłeś? - powtórzyłam pytanie, na którym odpowiedzi najbardziej mi zależało.
- Byłem z chłopakami w klubie.
- Ach w klubie! - wykrzyknęłam. - Z którymi chłopakami?
- Tom'em, Eddie'm, Max'em, Dominic jeszcze był. - Wymieniał.
- No i kto jeszcze? Lara? Megan? Sophie? Czy może jakaś inna?
- Jesteś zazdrosna - zaśmiał się. - To o to cały czas chodzi... Ty jesteś zazdrosna.
- Zazdrosna o co? O kogo? - zmierzyłam go wzrokiem. - O tą laskę co sobie przyprowadzasz do łóżka?
- Do jakiego łóżka? Jaką laskę? 
- Już nie udawaj okej? - pokręciłam głową. - Kto taki był wczoraj u Ciebie?
- Nie było mnie wczoraj w domu.
- Byłeś do cholery! Przestań kłamać. Kto był u Ciebie?
- Max - odparł pospiesznie.
- Max, powiadasz... - prychnęłam. - A ja słyszałam, że Max był wczoraj z Emmą.
- Oj sorry, imiona mi się pomyliły. Eddie.
- A Eddie był razem z nimi - uśmiechnęłam się kpiąco.
Zapadła chwila głuchej cichy, podczas której ja jakby nigdy nic malowałam ścianę na niebiesko. Ray, stał za mną, ale chyba nie wiedział co powiedzieć.
- Po prostu powiedz prawdę, kto był wczoraj u Ciebie. I z kim byłeś w czwartek?
- W czwartek byłem w klubie z chłopakami - powiedział cicho.
- A wczoraj? - przełknęłam głośno ślinę.
- Była u mnie Sam.
- Sam? - wbiłam wzrok w powierzchnię przede mną, tylko aby nie popatrzeć na chłopaka.
- Tak... Przyszła na chwilę, bo miałem dla niej towar.
- Sam nie pali - przymknęłam powieki.
- Może ona chciała go przekazać dalej...
- Może - powstrzymałam cisnące mi się do oczy łzy i wróciłam do nakładania farby.
- Alyss, skarbie...
- Co? - warknęłam, przywracając ostry ton głosu.
- Powiedziałem Ci wszystko.
- Dlaczego wczoraj nie zszedłeś? Dlaczego kazałeś Olivii kłamać?
- Bo... 
- Słyszałam całą rozmowę, więc ani mi się waż kłamać. 
- Sprzedawałem jej towar...
- Pieprząc ją? To jest ten Twój "towar"? Seks? 
- Dlaczego myślisz, że my poszliśmy do łóżka?
- Czym innym Twoja siostra by się zawstydziła? Co innego wywołałoby rumieńce na jej twarzy?
- Nie wiem... Pewnie zrobiła się czerwona, gdy na nią nawrzeszczałem. 
- Takie kity, to gdzie indziej - warknęłam. - Idź się zajmij lepiej swoją robotą.
- Ale...
- Po prostu idź - szepnęłam.
Ray stał jeszcze chwilę za mną i gapił się w moje plecy, następnie poszedł. Zniknął z moich oczu. Rzuciłam pędzel na asfalt i usiadłam obok torby, chowając twarz w dłonie. Wszystko się sypie. A ja razem z tym wszystkim. I ciągle spadam coraz niżej. Aż dosięgnę dna.


Cześć! ;3

I wraz z kolejnym rozdziałem, kolejny melodramat. Nie wiem co ostatnio się ze mną dzieje, ale coraz bardziej niszczę życie Alyss. Ale spokojnie, już niedługo zamierzam wprowadzić trochę słoneczka w historię naszej bohaterki. Tylko musimy najpierw przebrnąć przez te trudne chwile. 

Bardzo dziękuję wszystkim za życzenia. Jesteście kochane. Miałam super wielkiego banan czytając wasze komentarze.

Mam nadzieję, ze pod tym postem pojawi się ich równie dużo.
Na prawdę, serdecznie zapraszam do obserwowania i komentowania bloga.

Ostatnio zapomniałam wspomnieć, że pojawiła się zakładka #Kontakt. Więc jeżeli macie do mnie jakąś sprawę, pytanie, prośbę, sugestię czy bóg wie co, to śmiało piszcie. 


No to do następnego! ;*

11 komentarzy:

  1. Tak! Alyss nie jest z Rayanem. Już tylko wystarczy aby zobaczyła jaki fajny jest Nath. Czuje miłość w powietrzu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebisty rozdział!! Jakie to było słodkie jak Nat powiedział, że mu na zależy i, że ją kocha ooooo...! ;) Kłótnia z Rayan'em była świetna. Na to czekałam.
    Powodzenia i Weny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. O Boże. Tyle czekałam na ten rozdział. Jest boski. I ta kłótnia *.* mam nadzieję, że Alyss będzie z Nathanem :D
    PS. Kiedy można spodziewać się kolejnego rozdziału? :D
    Masz może aska? :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale melodramat! :P
    Szkoda mi jej :(
    Ale przynajmniej Nath jej pomaga i otwarcie przyznał się do tego, że się w niej zakochał :)
    A Ryan to sukinkot i tyle!
    Pisz dalej bo wyśmienicie ci to idzie :D
    Weny Kochana :)

    P.S.
    U mnie POWINIEN pojawić się next dzisiaj więc jak coś to zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    Jejku wspinały rozdział.
    Świetnie, że Nath wyznał Alyss co do niej czuje. Mam nadzieję, że ona niedługo też odwzajemni jego uczucia. <3 Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  6. *-*
    Serio melodramat, ale wierzę ci, że w końcu przyjdą te lepsze dni :D Jak to brzmi xd
    W każdym razem rozdział po mimo tego wszystkiego mi się bardzo podoba :)
    Może...jestem trochę rozczarowana zachowaniem Nathana, bo myślałam, że będzie jakoś walczyć czy coś, a tu tak trochę, no ale liczę, że w końcu to nastąpi :D
    Weny i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział wspaniały jak zawsze. ;3
    Nie mogę się doczekać az Alyss będzie z Nathanem. Nigdy nie lubiłam Raya.
    Dziękuję Ci za rady na moim blogu i że wogule wchodzisz na niego. ;)
    Życzę Ci duuuuuzo weny.
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  8. hahahaha ja też lubię pisać takie melodramaty ;D laptopa to mam od nich uwalonego, a jakieś luźne kartki też się znajdą ;P
    rozdział fajny, ta akcja rana o Nath'a, sama pewnie bym tak zareagowała jakbym zobaczyła kogoś obcego w domu, albo był zwiała gdzie pieprz rośnie ;D
    Rayan się wsypał, a to szuja !
    ciekawe co dalej wymyśliłam dla Alyss, wyniesie się w nieznane, wróci do domu, do Nath'a ?
    ale jestem ciekawa xD

    pisz szybko next'a, bo już mnie korci :****

    OdpowiedzUsuń
  9. Od niedawna czytam twój blog, ale teraz dopiero miałam czas skomentować ;) Bardzo podobają mi się te rozdziały i to jak piszesz ;) Słodkie było to, gdy Nathan wyznał Alyss co czuje ;3 Czekam na następny rozdział ;D

    OdpowiedzUsuń
  10. Słodkie *.*
    Bidulka z Alyss :(
    Szkoda mi jej, bo Ryan(albo Rayn) to jest jedna wielka ciota. Emma, no to Emma. Coś ukrywa.

    Jeny ja już myślałam, że Jessica wywali ją przez okno, taka oburzona faktem, że zamiast Tii znalazła Alyssę. I... Mi się zdaje, że ona nie za bardzo ją lubi ale Al chyba ją tak. Ale mój komentarz jest poplątany 0.0
    No dobraaaa, weeeny słońce i do nexta ;*

    OdpowiedzUsuń