8.04.2014

#22 Nikt nie ma moich nawyków.


Niosąc puszkę farby i pędzel do składziku, natrafiłam na policjanta. Tego samego, który pilnował mnie podczas przesłuchania. Zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę.
- Kto jest kierownikiem tego wszystkiego?
- Słucham? - mężczyzna popatrzył na  mnie.
- Kto kieruje tym wszystkim? Jakiś policjant, czy może właściciel?
- Oczywiście, że właściciel. - Zmarszczył brwi.
- A gdzie mogę go znaleźć? 
- Pewnie jest gdzieś w środku i pilnuje prac nad wnętrzem - wytłumaczył, a ja bez słowa ruszyłam dalej.
Zostawiłam sprzęt w składziku i poprawiając torbę na ramieniu weszłam do środka. Mocny zapach detergentów i farb uderzył mnie już po przekroczeniu progu. Wszędzie było biało i to jarzyło w oczy bardziej, niż obrzydliwy odcień niebieskiego. Rozejrzałam się dokładnie ale nawet nie znałam wyglądu człowieka, którego szukałam. Wszędzie byli podobnie ubrani pracownicy i nikt się za bardzo nie wyróżniał. 
- Przepraszam, gdzie mogę znaleźć kierownika? - zagaiłam do pierwszego napotkanego mężczyzny.
- Z tyłu pilnuje młodziaków - odparł.
- Dzięki - mruknęłam i przeszłam na koniec długiej hali.
Tu pracą zajmowali się nastolatkowie. Wyglądali na osoby w moim wieku, może o rok starsze. Oczywiście nie znałam tam nikogo, oprócz Rayan'a. A na moje cholerne nieszczęście, stał on obok faceta, który na pewno nie był tylko pracownikiem. Wzięłam głębszy wdech i stanęłam obok kierownika.
- Słucham? - odparł sucho, na mój widok.
- Cześć - przywitałam się jak ze starym znajomym. Na dźwięk mojego głosu głowa Ray'a natychmiast odwróciła się w moją stronę, ale ja unikałam jego wzroku i byłam obojętna na jego smutne spojrzenie. - Zajmuję się malowaniem zewnętrznych ścian sklepu i chciałam podsunąć panu jedną sugestię.
- Jaką?
- To ma być sklep tak? - kiwnął głową. - Więc sklep powinien zachęcać nie tylko zawartością, czyli produktami ale także jego wygląd powinien przyciągać uwagę.
- Mów dalej - polecił.
- Więc co Pan na to, aby na jednej ścianie, czy dwóch powstało graffiti? Na przykład takie reklamujące i mocno zwracające uwagę. Albo przedstawiające same zalety marketu. Lub nazwa sklepu zamiast zwykłego szyldu? - podsuwałam jeden pomysł za drugim.
Mężczyzna chwilę milczał analizując moje słowa. Gdy ostatecznie się odezwał, byłam nieźle zdziwiona. Mogłoby się wydawać, że początkowo jego twarz wyrażała zrozumienie i zainteresowanie.
- Nie ma mowy! - wymierzył we mnie palec. - Lepiej wracaj do zwykłego malowania bo powiadomię służbę, że sprawujesz kłopoty - ostrzegł.
- Ale ja przecież tylko się zapytałam - zaprzeczyłam. - To była zwykła sugestia, aby może te niebieskie rzygowiny jakoś zakryć!
Na moje słowa facet zrobił się czerwony jak burak, a za nim wybuchły śmiechy. I to głównie Rayan'a było najgłośniej słychać.
- Ona dobrze mówi - poparł mnie. - Ten niebieski kolor kojarzy się z muszlą klozetową, a nie...
Nie dokończył ponieważ groźny wzrok kierownika kazał mu się zamknąć. Wrócił do malowania, ale na jego ustach nadal widniał uśmiech.
- Radzę Ci, wracać do malowania - warknął.
Posłusznie się wycofałam i jeszcze na odchodnym odwróciłam się, pomachałam krótko i mówiąc bezgłośnie"Pieprz się" pokazałam jego plecom środkowy palec. Ray znów wybuchł śmiechem, a ja mimowolnie się do niego uśmiechnęłam. Wyszłam z budynku i stanęłam przy bramie, czekając aż odpiszą mi kilka przepracowanych godzin. Przeszłam prze bramkę i w tym samym momencie zadzwonił mój telefon.
- Cześć Josh.
- Hej, Al. Słuchaj wiem gdzie możesz dziś spać - oznajmił prosto z mostu.
- Skąd wiesz, ze już gdzieś nie mam noclegu? - spytałam podejrzliwie. 
- Instynkt. - Głupio zarechotał. - A tak na serio to wiem od Emmy, że z Rayan'em macie jakieś problemy, u niej ani u Max'a, czy Eddiego nie chcesz nocować. Domyślam się też, że do Nathana nie pójdziesz. 
- A Tom? 
- Serio, siostra? Serio? - zakpił. - Chyba żadne z nas nie chciałoby nocować u Toma. No może oprócz Kels.
- Dobra masz mnie - westchnęłam.
- A więc, tę noc spędzisz u Sid'a - odparł zadowolony.
- U Sid'a? Znam go tyle co nic.
- Od czego się ma brata - zaśmiał się. - Sid ma wolną chatę, więc możesz przyjść i teraz.
- To chyba głupi pomysł.
- Spokojnie ja już jestem u niego - zapewnił. - Nie mam ochoty siedzieć z matką i Harrym
- Nie dziwię się - mruknęłam. 
- A właśnie! - nagle go olśniło. - Musimy pogadać. Dowiedziałem się czegoś co może nieźle Tobą wstrząsnąć.
- Jeżeli to coś ma związek z Margaret, to już mną chyba nic nie wstrząśnie - zbagatelizowałam kwaśno. - Gdzie mieszka Sid? 
***
- Cześć - uśmiechnęłam się lekko do chłopaka, gdy otworzył mi drzwi.
- Siema. Wejdź - wpuścił mnie do środka.
Rozejrzałam się po małym holu i od razu doszłam do wniosku, że wszystkie domy położone w tej samej dzielnicy, lub sąsiedniej są takie same. Różni je jedynie wystrój wnętrz i właściciel.  
- Alyss - uśmiechnął się na mój widok Josh i przytulił mnie.
- No już dziecko nie płacz - pogłaskałam go ze śmiechem po głowie. 
Usiedliśmy w salonie na kanapie. Wyłowiłam telefon z kieszeni i przeczytałam wiadomość:

Od Rayan:

Możemy spotkać się i porozmawiać?

- Sid, jesteś pewny, że mogę tu przenocować?  - spytałam, odpisując na sms:

Do Rayan:

Nie :)

- Oczywiście - kiwnął na mnie głową i następnie spojrzał porozumiewawczo na Josha. 
- Nie zajmę dużo miejsca - rozejrzałam się. - Daj mi jakiś koc i przekimam się na kanapie. 
- Spokojnie, Alyss - uniósł palec. - Mam wolny pokój. Już z Joshem naszykowaliśmy Ci łóżko. 
- Josh - warknęłam przez zęby. - Na prawdę, nie chce wpychać się tam gdzie mnie nie chcą.
- Co ty gadasz? - oburzył się brat. - Przecież jesteś moją siostrą. Pomogę Ci jak tylko się da. A że akurat Sid ma miejsce na nocleg zawsze mogę wykorzystać.
- No! Czyli teraz mnie wykorzystujesz, tak?! - Sid założył ręce na klatkę piersiową. 
Telefon znów zapikał, więc wyświetliłam wiadomość:

Od Rayan:

Nie wyciągaj od razu najgorszych wniosków. Spotkajmy się to wszystko ci na spokojnie wytłumaczę. 

Nie odpisałam. 
- Idź ty już lepiej sprawdź czy nie ma Cie gdzieś indziej - mruknął roześmiany Josh.
Chłopak posłusznie wstał i wyszedł z pokoju.
- Ale jesteś miły.
- W końcu po kimś musisz mieć tą wrodzoną uprzejmość i życzliwość - wyszczerzył się, a ja parsknęłam. - A teraz tak na poważnie. - Uśmiech momentalnie zszedł nam z twarzy. Szykowała się rozmowa o niewygodnym dla nas temacie. - Matka zgłupiała. Myślałem, że to przez Twoją małą wyprowadzkę. I chyba przez pierwszy dzień tak było. Potem słyszałem jak całą noc gadała o czymś z Harrym w Twojej sypialni. Z rana wzięli się za wynoszenie Twoich rzeczy. Akurat schodziłem na dół po coś do picia, kiedy wszedł Harry i wtachał wielkie pudło do pustego pokoju. Zajrzałem tam, wracając i w środku nie ujrzałem żadnych męskich rzeczy, czy coś w tym stylu. 
- Nie rozumiem.
- Alyss... - westchnął łagodnie. - Matka jest w ciąży.
***
Nigdy nie pomyślałabym, że tak szybko wrócę do miejsca, które nazywałam kiedyś "domem". Teraz stojąc pod nic nie znaczącym budynkiem walczyłam z pokusą wzięcia młotka, łomu, czy innego przyrządu i rozwalenia lśniącego samochodu, który został zaparkowany na naszym podjeździe. Dziwne, że jeszcze nie kupili sobie dużego rodzinnego vana. Zerknęłam w stronę okna mojego starego pokoju. Oczywiście zamknięte. Nikt nie ma moich nawyków wietrzenia, a następnie pochłaniania dymu papierosowego. Nacisnęłam na klamkę i drzwi ustąpiły. Weszłam do środka, ale chyba nikt tego nie słyszał, ponieważ nie wyszedł sprawdzić kto przybył. Co się dziwić. Z góry sączyła się chałowa muzyka. Zgaduję, że z mojego pokoju. Zerknęłam do kuchni i zdziwiłam się widząc matkę siedzącą przy stole. Wyglądała podobnie jak jednego ranka, gdy wróciłam ze szkoły, a ona zdesperowana szukała w gazecie pracy. Dresy, stara koszulka i koszula. Włosy spięte w niedbałego kucyka. W dłoni trzymała papierosa. Czyży samotne życie z Harrym nie było tak idealne? Weszłam do pomieszczenia tylnymi drzwiami i oparłam się o blat. Jeszcze dwa dni temu panował tu porządek. Po tak krótkim czasie kuchnia wyglądała jakby korzystało z niej dziesięć osób i nikomu nie chciało się wstawić naczyń do zmywarki.
- Nie powinnaś palić - odezwałam się.
- Nie spodziewałam się, że wrócisz - nawet nie odwróciła głowy w moją stronę. Dalej wertowała gazetę. - Co już nie masz gdzie się zatrzymać?
- Nie interesuj się - warknęłam. - Wydaje mi się, że nie powinnaś palić - powtórzyłam.
- Mogę robić co mi się żywnie podoba.
- Oczywiście - przytaknęłam. - Ale nie sądzę żeby nikotyna była dobra dla dziecka.
- Słucham? - zakrztusiła się dymem, ale nadal uparcie na mnie nie spoglądała.
- Jak idzie remont mojego pokoju?
- Znakomicie - nagle rozjuszyła się. - Harry jest zadowolony, że będzie miał kąt dla siebie.
- Na pewno - mruknęłam sarkastycznie. - Będzie ten kąt dzielił z dziewczynką, czy chłopcem? 
- Skąd wiesz? - w końcu poddała się w udawaniu, że nie wie o co chodzi.
- Masz jeszcze drugie dziecko. Nijakiego Josha, który jeszcze z wami mieszka.
- Ty również. 
- Jakoś nie zauważyłam - prychnęłam.
- Nadal jesteś tu zameldowana. W razie problemów przyprowadzą Cię do Twojego domu.
- Domu - powtórzył słowo z jadem w głosie. - Jak na razie takowego nie posiadam.
Odwróciłam się i wyjmując czystą szklankę nalałam sobie wody z kranu. Starałam się być jak najbardziej spokojna.
- Jeszcze może powiesz mi, że to my Cię go pozbawiliśmy? - zakpiła. Na jej słowa znów się odwróciłam.
- Dokładnie. Gdy rozstaliście się z ojcem.
- To była tylko i wyłącznie nasza sprawa.
- Och, oczywiście. Ja i Josh nigdy się nie liczyliśmy. 
Nie odpowiedziała. Dłuższą chwilę tkwiłyśmy w denerwującej ciszy, którą ostatecznie przerwałam:
- Spójrz na mnie i powiedz, że nie żałujesz.
- Słucham? 
Kątem oka zauważyłam Harrego stojącego w drzwiach. Matka go nie widziała, ale on spoglądał to na mnie, to na nią. Nic się jednak nie odezwał.
- Spójrz mi prosto w oczy i powiedz, że nie żałujesz. 
- Nie żałuję czego? - dopytywała się.
- Rozwodu, wszystkich kłótni, utraty mnie, ojca i Josha. - Wymieniałam, a głos coraz bardziej mi się załamywał. - Powiedz mi, że tego chciałaś. Że właśnie takie życie sobie wymarzyłaś. Życie ze stworzoną drugą rodziną, bo pierwsza się od Ciebie odwróciła. No dalej - ponagliłam ją. - Udowodnij, że tego chciałaś i nadal chcesz.
Kolejne minuty ciszy. Czułam jak coraz bardziej rozpadam się od środka. Jak mój żołądek się kurczy i zaciska w nieprzyjemnym bólu. Zerkałam na Harrego, który tak samo jak ja czekał na jakąkolwiek reakcję matki. Najwyraźniej byśmy się nie doczekali.
- Spójrz na mnie do cholery i powiedz, że nie żałujesz! - warknęłam. Sięgnęłam po wazon z uschniętymi różami i upuściłam go na podłogę. Dopiero wtedy kobieta podskoczyła i zszokowana na mnie spojrzała. - Twój stan jest bardziej żałosny od tego który widziałam kilka miesięcy temu.
Odstawiłam naczynie na zagracony blat i wyszłam z kuchni depcząc po rozbitym szkle i ususzonych kwiatach.






Hej!
Przepraszam, że rozdział taki krótki. 
Już miałam dodawać dalszy ciąg ale musiałam się powstrzymać aby zostawić coś na #23. 
Pomysł już jest w mojej głowie, więc spodziewajcie się kolejnego posta już niedługo.
Dziękuję za te wszystkie komentarze i liczę, że znów będzie ich tak dużo. 
Carol: Aska aktualnie nie posiadam.

Do następnego! ;3




9 komentarzy:

  1. *-*
    No nieźle :o
    Namieszałaś Alyss, namieszałaś :) ale mam nadzieje, że to szybko minie :)
    Czekam na jakąś akcję z Nathanem, aż nie mogę się doczekać :D
    Weny i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej...
    Nieźle. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Ta ciąża...
    W sumie to trochę szkoda, że Alyss nie została u Nathana <3
    Ogólnie to świetnie, jak zawsze i czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ladnie namieszalas :)
    Czyzby milczenie jej matki mialo byc odpowiedzia ze jednak zaluje ???
    Lubie to opowiadanie. Nawet bardzo :)
    To jest chyba moj pierwszy komentarz na tym blogu... niewiem czemu ale jakos nie zawsze mam pojecie co napisac pod rozdzialem...
    Dobra wracajac do rozdzialu...
    Wyszedl ciekawy... jak cala historia :p
    Masz fajny sposób pisania, taki ze ciekawie sie czyta :p
    Pozdrawiam, weny :*
    Do nexta ♥♡♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Nieźle ;)
    Tylko dlaczego Alyss wyprowadziła się od Nathana? ;(
    Weny i do nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale namieszałaś.. :)
    Twój blog jest oryginalny. Nie czytałam jeszcze o aż takich problemach rodzinnych i tego typu sprawach.
    To dobrze! Sprawia to, e mam jeszcze większą ochotę czytać i nie przestawać :)
    Jestem jak głodny człowiek, chcę tylko więc ej i więcej :P
    Weny Kochana :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak zwykle piękne xd zapraszam też do siebie <3 brooklyn-wild.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow.
    Ciąża. Nie spodziewałam się tego.
    Alyss mogła zostać u Natha. To słodkie jak on się troszczy. :3
    Kocham to jak piszesz. Kocham Alyss i Nathana. A także Rayana. (No może troszcze mniej ale Cii) :D .
    Czekam na next. Weny! :3

    U mnie rozdział już niedługo xx

    OdpowiedzUsuń
  8. Sroki, że tak późno, ale rozdział supcio!
    ;)
    Mieszka u Sid'a :). Moje marzenie!
    ;)
    Kłótnia matki z Al świetna i ta ciążą oooo...! Zatkało mnie.
    Weny:*

    OdpowiedzUsuń
  9. o kurde, ale jaja, znaczy się .... ten no .... bardzo fajny rozdział ! xD
    w ciąży jest, Hahahahahahaah upadłam i nie wstanę, ale dowaliłaś, fajnie ;D
    coraz bardziej się ciebie boję ;P
    ale pisz dalej i wgl, bo ciekawa jestem dalszej części tego opowiadania

    robi się coraz ciekawiej ;)
    trzymaj się, pisz, wenuj* i miłego weekendu

    *wenuj - zastrzegam sb prawa do tego nowo powstałego wyrazu LOL

    ach ta głupawka w piątki hehehehehe

    OdpowiedzUsuń